Wiersze

Tak jakby nie ja
Tak jakby nie ja
z dala od wszystkich spraw tego świata
ja siedzę pod słońcem na chmurze
najbardziej na prawo
błękitnej
jak tylko można sobie wymarzyć
Słyszę tylko
już słyszę
szumy drzew
płonące nadzieją.



Kiedyś poszybuję wysoko
Kiedyś poszybuję wysoko
o własnych siłach z pomocą skrzydeł
dotknę nieba
jak szalona będę skakać
śmiać się
biegać
między pustymi przestrzeniami
ulepię z jednej bałwana
wytarzam się w puchu
porzucam w spokojne gwiazdy
aby się trochę oburzyły
uśmiechem zlikwiduję ich niesmak
a pod koniec dnia położę się na jednej z nich
popatrzę na zachód słońca
zachwyt będę mieszać ze łzami szczęścia
i usnę otulona w miękkość
poduszkę utkam z gwiazdy
złapanej we wcześniejszym przypływie szaleństwa



Czy nam się uda
Wszak ja jestem upadłym aniołem
w swojej beztroskiej dziecinności
zgubiłam skrzydła
wtedy został pusty wzrok
skrzywdzonego dziecka.
Ty potrafisz trwać
gdybym miał zdrowe skrzydła
oddałbym je bez zastanowienia
jesteś bardziej podobny do anioła niż ja.
A ja...
Ciągle próbuję naprawić skrzydła
gdy zdaje mi się że zalepiłem każdą ranę
wkładając je w przypływie ludzkiego impulsu
unoszę się piękną chwilą
po czym znów upadam
a każdy kolejny upadek jest silniejszy.
Brak sił mnie opuszcza.
I trwa chęć chwilowego nie bycia aniołem.
Co jakiś czas historia się powtarza.
Jak i człowiek niczego się nie uczę.



Nazywam się Anioł
Nazywam się Anioł
mieszkam niedaleko Gwiazdy Polarnej...
Otulam się ciepłymi płatkami śniegu.
Nie sypiam
rozmyślam nad ludzkim życiem
a blask dodaje mi otuchy
trwa przy mnie całą dobę.
Jestem nieszczęśliwy
bo opiewany cudownymi pieśniami Księżyc
mieszka z drugiej strony
i nigdy go nie spotkam.



Marzenia o...
Aniołem już nie będę
zgubiłem skrzydła gdzieś po drodze
za mną ciemność
więc nie sposób się zawracać
światło
widzę tylko przed sobą.
Pewnie jakiś ptak purpurowy
który złamał sobie skrzydło jeżdżąc po lodzie
użyczył ich sobie
pewnie mu pasowały
więc wziął je sobie na zawsze.
Aniołem już nie będę
straciłem niewinność dawno temu
choć twarz dziecka mi została
i cząstka jego duszy
a w oczach dawno zgasła iskra
zastąpił ją strach...



Gwiazdy tracą swój blask
Gwiazdy tracą swój blask
świeciły zachwytem
idę samotnie przez pustkowia
zbieram ludzkie łzy do kieszeni
nie zauważone
te najsmutniejsze
Wybieram się z nimi do Anioła rozpaczy
ma kwaśną minę
ze złością wręczam mu prezent
z żalem że tego nie zauważył
Powiedział że się postara
i tak mi nie wierzę
Wybieram się w dalszą podróż
przyniosę mu następne już niedługo



Pytanie do...
Jakim Aniołem jesteś?
Czy ze skrzydłami bielszymi od śniegu?
Więc jak siedzisz na tronie?
Jak nie Aniołem - to czemu?
Przecież On jest najczystszym stworzeniem
cechuje Go cnota i delikatność.
A może jesteś smutnym Aniołem?
On wypływa z głębi Twojej duszy
bo widzisz.
Mimo wszystko
jesteś nadal bezinteresownie miłosierny
nawet wszystkie zranienia
razem wzięte
nie zrażają Cię.
Ty kochasz nadal...



Ktoś
pojawił się znikąd zostawił
smutek i żal
i tylko każdy mówi
tu był
nawet nikt nie zainteresował się tym
aby zapytać o jego imię
pomagał jak tylko mógł
wszak miał dwie zdrowe ręce
od ludzi zmęczonych życiem
słyszał radosne dziękuję
i gdy już zrobił wszystko
niezauważenie ukradkiem
cicho w nocy odszedł
jeszcze na wzgórzu odwrócił się
by ostatni raz spojrzeć
na to miejsce
i uronić choć jedną łzę
wszak wiedział że tu już nie wróci
na drugim końcu świata
też był ktoś i też pomagał
- tym kimś był właśnie on



Zbuntowany Anioł
Posłany na ziemię
nagle bez przyczyny
bez wyroku
nawet
nie mógł wyrazić swojego zdania.
Wypchnęli go z chmur
przeszkadzał im był...
Nie umiał sobie poradzić
ten świat dla niego samego
był zbytnio okrutny
niszczył siebie...
Dane mu było zadanie
nie wiedział jakie
nikt nie zdążył go poinformować
o tym co ma robić
więc był zagubiony
szukał i się gubił.
Ludzie mu w tym przeszkadzali
od samego początku
był inny...
A on cierpiał i płakał
chciał wrócić
chciał umrzeć
nic nie miał.
Tak tęsknił za szczęściem
tam był potrzebny
tu nic nie robił.
Starał się ale to nie wystarczało
czuł niepotrzebnym chwastem.



Czekając na śmierć
A gdy będę chciała umrzeć
to może ukarze mi się Anioł
wytłumaczy że warto żyć.
Będzie mi tłumaczyć tak długo
aż mi się znudzi
i przyznam mu rację.
Wtedy pozbieram rozrzucone kartki
i je spalę.
Lepiej nie widzieć
co na nich widnieje.
Pozbieram wszystkie zużyte chusteczki
wytrę mokrą jeszcze od łez twarz i spytam
czy będzie przy mnie jak znów najdzie mnie myśl
żeby z tym wszystkim skończyć.



Namiętności
Pokonywałam góry
pagórki i lasy
aż nagle pięknego dnia
potknąłem się o mały
niczemu winny kamień
I rzekłby ktoś że nic się nie stało
wszak piszę
A ja złamałem aureolę
wszak jestem Aniołem
Potłukłem sobie kolano
złamałem rękę ale to nic
to wszystko przez grzechy
napotkane po drodze



***
Chodzę po niebie
zbieram jego skrawki
zagubione
samotne
po ostatnim tornado
dawno tu nie byłam
jak wszystko się zmieniło
i mimo całego bałaganu
jest nadal pięknie
Próbuję szukać swojego serca
przy okazji
dowiedziałam się od jednej gwiazdy
że ono jest dalej uwięzione
nikt jednak nie zna miejsca
Błąkam się po świecie
już tyle czasu
to ciągnie się jak wieczność
trwam w niej choć mnie nie ma
Jestem nikim bez miłości
nie mogę kochać bez serca
no cóż trzeba podnieść
do góry głowę
dość tego odpoczynku
idę szukać dalej
może kiedyś
gdy już stracę nadzieję
to ono złapie mnie za dolny skrawek spódnicy
i powie
Jestem
a ty gdzie byłaś
I tak zacznie się nasza długa
i nie kończąca się rozmowa
Wtedy może znajdę swe szczęście
bo cóż robić gdy go nie ma